środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział VI

Piszesz mi w liście, że kiedy pada, 
Kiedy nasturcje na deszczu mokną, 
Siadasz przy stole, wyjmujesz farby 
I kolorowe otwierasz okno. 

Trawy i drzewa są takie szare, 
Barwę popiołu przybrały nieba. 
W ciszy tak smutno, szepce zegarek 
O czasie, co mi go nie potrzeba. 

Więc chodź, pomaluj mój świat
Na żółto i na niebiesko, 
Niech na niebie stanie tęcza 
Malowana twoją kredką. 
Więc chodź, pomaluj mi życie, 
Niech świat mój się zarumieni, 
Niechaj zalśni w pełnym słońcu, 
Kolorami całej ziemi. 

Za siódmą górą, za siódmą rzeką, 
Twoje sny zamieniasz na pejzaże. 
Niebem się wlecze wyblakłe słońce, 
Oświetla ludzkie wyblakłe twarze.

Goya - Chodź pomaluj mój świat. 


Niewielki bukiet fioletowo-różowych lawend spoczął na zimnym, szarym marmurze. Tak różniącym się od często spotykanych na cmentarzu chryzantem czy, choćby kali. Różowłosa kobieta usiadła na niewielkiej ławeczce, rękawem swetra ocierając łzy z kącików oczu. Na nagrobku widniały dwie fotografie, jedna z nich przedstawiała uśmiechniętą blondynkę, a druga mężczyznę z poważną miną. Jej ukochani rodzice, ludzie, którzy dali jej życie i wychowali. 

- Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą. - Przeczytała szeptem wers z nagrobka. 

Uśmiechnęła się lekko i przymknęła oczy, przypominało jej się dzieciństwo. Słyszała swój własny beztroski śmiech. Daleko słychać było szczekanie ich psa. Czuć było zapach szarlotki i pomarańczy. I znowu stali razem, cała rodzina. Śmiejąc się, jakby nigdy nie odeszli. Zjawiła się jej ukochana babcia z błyskiem w oku. Pojawił się ojciec dumny ze swojej córki i mama, która zawsze kojarzyła jej się z bezpieczeństwem i akceptacją. 

Starła łzy z policzków i ruszyła w stronę parkingu nie oglądając się za siebie przyrzekając sobie, że za jakiś czas odwiedzi swoich bliskich. 

Przekręciła kluczyk i weszła do cichego domu. 

Zdjęła w buty w korytarzu i boso przeszła do salonu. Usiadła na sofie i włączyła telewizor, wybrała funkcję DVD i pogłośniła dźwięk. Na ekranie ukazały dwie gołębie, podpisane imionami jej brata i jego młodą żonę, a pod spodem data z przed trzech lat. Usadowiła się wygodnie i lekko uśmiechnęła, patrząc na szczęśliwą Temari w pięknej białej sukni. 

Nagle jej wzrok zatrzymał się na niej samej. Stała w otoczeniu gości, trzymając za ręce Gaarę i uśmiechając się szeroko. Wtedy czuła się jak w bajce. Dziś wiedziała, że to tylko piękna iluzja. 

Czy już wtedy mogła wiedzieć, że będzie nieszczęśliwa z Gaarą? 

Z kim innym by była, gdyby nie wyszła za nie go? 

Czy ją kochał? 

Czy ona zdoła jeszcze raz kogoś pokochać? 


Zaspanym wzrokiem przyglądał poranną gazetę. 

Jego wzrok przez chwilę spoczął na rubryce towarzyskiej z nagłówka uśmiechali się do nie go Sakura i Gaara Suna. Pod spodem była krótka wzmianka i ich rozwodzie i przeprowadzce pani Suny. 

Jednak najbardziej lubił czytać o nowych, szybszych autach. To właśnie te wiadomości, wydawały mu się najciekawsze. Po za tym już dawno chciał kupić nowy samochód. 

Złożył gazetę i wziął do ręki listy, które przyszły dzisiaj rano. 

Westchnął cicho, czytając kolejne rachunki i odłożył je na na bok. Zajmie się tym jutro. List od Ino, podarł nawet go nie otwierając. Nie musiał go czytać, by wiedzieć co za głupoty tam wypisywała. Jego wzrok spoczął na białej kartce, rozłożył ją i zaczął czytać. 

Sun Street 22. 

Nie było podpisu, ale doskonale wiedział od kogo jest. 

Wstał, karteczkę schował do skórzanego portfela z kieszeni spodni wyjął papierosa i odpalając go wyszedł na taras. Usiadł w wiklinowym fotelu. Dym osiadał się na jego płucach, Itachi wypuścił dym, czując w powietrzu pacyfistyczny zapach tytoniu.


Minęły dwa tygodnie od, kiedy jego żona nagle znikła, a nikt z przyjaciół ani rodziny nie potrafił powiedzieć mu, gdzie jest. 

Nie był na policji nie chciał, by ktokolwiek o tym wiedział. No i jego duma, by na tym ucierpiała. 

Usiadł gwałtownie na krześle i wziął do rękę, pogniotły, poplamiony kawą pozew rozwodowy. Uśmiechając się szyderczo zgniótł list i rzucił na podłogę. 

Po chwili słysząc odgłos maila z sąsiedniego pokoju, szybko ruszył i po zalogowaniu odczytywał wiadomość, od swojego asystenta. Z nadzieją 

Na jego twarzy wykwitł złowieszczy uśmieszek. Nareszcie. Zguba się znalazła. 


Od kilku dni deszcz padał niemal nieustannie. Sakura czuła, że wydarzy coś złego. Coś był w powietrzu, coś złowrogiego. Co nie dawało jej spokoju. 

Nagle drzwi otworzyły się z łoskotem, prawie wypadając z futryny. Zimny pot oblał kobietę, która zerwała się z fotela i drżącymi palcami wygładziła zgniecenia na swetrze. Nie miała sił, by uciekać.... 

- Witaj - odezwał się Gaara Suna, pojawiając się w salonie i patrząc na nią wściekłym tonem. - Zawiodłem się na tobie, kochanie. Bardzo się zawiodłem. - Pokręcił głową, wyglądając na zmartwionego męża, gdyby nie szalone błyski w jego oczach. 

- Wracamy do domu żono - Podszedł szybkim krokiem do niej i złapał mocno za ramię, po czym nie przejmując się delikatnością ciągnął do drzwi frontowych. 

- Ja...nie chcę - wydusiła pomiędzy jednym, a drugim szlochem, łapiąc za kant komody. Szarpnął ją znowu i objął ramieniem w tali. 

- Idziemy i nie karz mi się więcej powtarzać, bo tego nie lubię - wysyczał jej do ucha i siłą otworzył drzwi. Po czym wciąż opierającą się Sakurę wyszarpnął na ganek. 

- Nigdy więcej - szepnęła i używając resztki swoich sił podniosła nogę, tak, że kolanem kopnęła go w krocze. Kiedy zaskoczony puścił ją i skomląc zwinął się, trzymając za strategiczną część ciała. Potem nie wahając się ani chwili rzuciła się biegiem do samochodu. Otworzyła drzwi i wsiadła do samochodu. Z piskiem opon wyjechała na ulicę. 

Widząc jeszcze jak Gaara goni ją do, póki nie zniknęła za zakrętem. Dopiero pół godziny później była na tyle spokojna, aby zwolnić. 

Zaparkowała przed kancelarią Uchihy i szybkim krokiem weszła do budynku. 

- Ja do pana Uchihy - poinformowała młodą blondynkę, stojącą za ladą. 

- Ale pan Uchiha ma gościa.... - zaprotestowała sekretarka. Sakura, jednak całkowicie ją ignorując ruszyła korytarzem i nie przejmując się pukaniem, po prostu weszła do gabinetu Itachiego. 

- Powiedziałem ci jaka jest moja ostateczna decyzja. I jej nie zmienię, a teraz wyjdź - Młoda blondynka, przycisnęła do swojej obfitej piersi, różową torebkę po czym posyłając Sakurze wściekłe spojrzenie wyszła, trzaskając drzwiami. 

- Dwie minuty temu miałam bliskie spotkanie ze swoim mężem. Był u mnie w domu. - Ostatnie zdanie wyszeptała i opadła na krzesło. Itachi podał jej paczkę chusteczek i szklankę wody. - Muszę znaleźć jakieś miejsce, gdzie on mnie nie znajdzie. 

- A co powiesz na mój letniskowy domek w górach. Przyjeżdżam tam tylko dwa tygodnie w zimie pod czas urlopu. Ale cały rok dom jest sprzątany przez sprzątaczkę. Niedaleko jest stacja paliw i mały sklepik, w którym mogłabyś zrobić zakupy - zaproponował po chwili, gdy kobieta już trochę się uspokoiła. 

- Nie chciałabym sprawić kłopotu - wydukała zmieszana, wbijając wzrok w szklankę, którą trzymała w dłoniach. 

- Żaden kłopot. Ty potrzebujesz domu, w którym nie znajdzie cie mąż. A tak się składa, że ja mam taki dom. 

- Dobrze, więc jak mam tam dojechać... 


Obudziła się, gdy nieznośne promienie słońca padły na jej twarz. Zirytowana przekręciła się na drugi bok i otworzyła oczy starając się stłumić ziewnięcie. 

Powoli zaczęła rozglądać się po pokoju, w którym się znajdowała. To z pewnością nie była jej sypialnia. Ściany miały ciepły czekoladowy kolor, który komponował się z białą szafą stojącą na przeciwko. Znajdowały się tu też dwie pary drzwi oraz oczywiście duże łóżko z białym baldachimem, w którym aktualnie leżała. 

- Widzę, że się wybudziłaś - doszedł ją głos Itachiego Uchichy. Zaskoczona podniosła wzrok na mężczyzne, stojącego w drzwiach, które prowadziły na korytarz. 

- Em...co ja tu robię? - spytała lekko skołowana. 

- Spałaś. Zawiozłem cię swoim samochodem do domku letniskowego, a w drodze zasnęłaś, więc cie nie budziłem - wyjaśnił wchodząc do pokoju. - Jak twoje obrażenia? Coś cię boli? 

- Tylko głowa - Skinął głową i podał jej tabletkę i szklankę z wodą. 

- Dzięki. - Odstawiła naczynie na stolik nocny i powoli zwlokła się z łóżka. Dopiero teraz zauważyła, że jest tylko w białej koronkowej bieliźnie, zarumieniła się lekko i szybko ubrała szlafrok. 

- Nasza pokojówka, to Debbie, zawołaj ją jeżeli będziesz czegoś potrzebować. - Kobiecie nie uszło, że użył liczby mnogiej i znowu poczuła się lekko zakłopotana. 

- Idę do pracy, gdyby, co to dzwoń - rzucił jeszcze i wyszedł. 

- Dzięki Itachi - szepnęła do zamkniętych drzwi. 

Dostała pomoc i to od osoby, o której nigdy, by się tego nie spodziewała, ale los przecież lubi plątać figle...

5 komentarzy:

  1. Nieźle, że udało mu się ją znaleźć. Fajnie, że jest akcji w tym, ale czasem mam ważnie jakby twoje opowiadanie strasznie gnało. Jedynak to tylko moje spekulacje. Ciekawe jak to dalej między nimi będzie się rozwijało ;) Życzę dużo weny.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tak jest, ale ja po prostu mam wene na to opowiadanie, więc chce jak najszybciej napisać za nim ją stracę. A we wrześniu nie będę miała już tele czasu ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Komentarz nie będzie dlugi, bo nie mam na to siły i się niw wyspałam.
    No, cóż. Gaara mnie zaskoczył, ale Itachi jeszcze bardziej. Co on nagle taki miły? ^^ I ten domek.
    Dobrze., że Saki znów udało sie uciec. Może tym razem tak szybko jej nie znajdzie.
    I ta blondynka z gabinetu Uchihy. Czyzby Ino?
    Weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powód dla którego Itachi jest miły dla Sakury, jest chyba prosty. Ona mu się podoba :)
      Dzięki i nazwajem :)

      Usuń
  3. Nie rozumiem, najpierw piszesz o tym, że jej rodzice wyjechali do Angli (? gdzieś za granice), a teraz, że była przy ich grobie i płakała, rly?

    OdpowiedzUsuń